Źródło zdjęcia |
Czym jest "nowa zimna wojna" w kontekście międzynarodowych priorytetów polityki zagranicznej. Coż, współczesne źródło kryzysu ekonomicznego odgórnie utożsamiane jest z kwestią euro i brakiem szerszego wyegzekwowania rzeczywistych priorytetów polityki fiskalnej w otaczającej nas rzeczywistości. Czy nie jest jednak tak, że wiele z państw europejskich chętniej widziałoby instytucję Unii Europejskiej mniejszą? Cała dezaprobata i konflikt interesów sprowadza się chyba bardziej do spóźnionej reakcji na „zbędne” rozszerzenie integracji na wschód, które – oczywiście nieoficjalnie – stanowi przeszkodę w rozwoju światowych gospodarek Zachodu. Trudności są, bo Unia Europejska zmienia zasady gry, bądź też o nich zapomina. Zapomniano o parytecie równorzędności, a w dzisiejszym świecie graczami są równi i równiejsi. Tym bardziej zupełnie niezrozumiałe mogą być decyzje wykluczające w rozmowach o przyszłości Unii Europejskiej państwa znacznie słabsze gospodarczo. A gdzie jest w tym wszystkim Polska?
Szczytny cel solidarności państwowej istniał może w zarodku Europejskiej Wspólnoty Węgla i Stali, ale dziś przeważa interes narodowy, a sam federalizm, który konsekwentnie wybijany jest na piedestały rozwiązania problemów Unii Europejskiej wydaje się kompletnie absurdalny. Nie chodzi tu jednak wyłącznie o załamanie państwowej suwerenności, czy też o czynnik interesu ponadnarodowego, którego notabene nie widzę, ale o charakterystyczną fragmentaryzację podgrup społeczno-gospodarczych w ramach struktur Unii Europejskiej, które wyodrębniają własne wartości oraz instynktownie podporządkowują swoje priorytety, względem przecież i tak „mało znaczących” państw Europy Zachodniej. Sam rozpad chyba błędnie i dramatycznie postrzegany jest poprzez fałszywą alternatywę groźby ewentualnego konfliktu zbrojnego. Rozluźnienie integracji wiązałoby się bardziej z bezpośrednim uwolnieniem europejskich nacjonalizmów, które działałyby w równym stopniu, tak jak paradoksalnie robią to współcześnie.
Być może problemem jest rehabilitacja porządku polityczno-gospodarczych wpływów Rosji, której nadal niezapomniane tendencje mocarstwowe skutkują nadmierną chęcią ekspansjonizmu, podporządkowania i uzależnienia Europy własnymi surowcami energetycznymi i prowadzonego handlu, bądź lekceważonej rosnącej roli międzynarodowych korporacji rosyjskich oligarchów. Uporczywie broniąca się przed zalewem rosyjskich inwestycji gospodarczych Polska, w wymiarze strategicznym polityki Rosji stanowi skuteczną barierę i specyficzną przeszkodzę na drodze rozprzestrzeniania swych interesów na Zachód. Europa jednak nadal bezskutecznie „broni” się partykularnym interesem narodowym, zapominając o uniwersalistycznej wizji homogenicznego mechanizmu Unii Europejskiej, w tym samym czasie, gdy Rosja ucząc się na błędach historii wie, że do swoich imperialistycznych wizji nie będzie potrzebna siła militarna, ale skrzętnie obrany kierunek myśli rozwoju ekonomicznego uzależnienia obszaru Europy. Co nie udało się do tej pory w rejonie Azji Południowo –Wschodniej z Chinami oraz z rosnącą potęgą Indii, niestety, ale może udać się na starym kontynencie.
Konsekwentnie, coraz realniejsze zagrożenie może budzić osłabienie wpływów amerykańskich w Europie, które stopniowo przełożyć się może na negatywne reperkusje związane z rozszerzeniem i pośrednią rehabilitacją dawnych priorytetów obszaru polityczno-gospodarczego Niemiec i Rosji kosztem dużo słabszych państw, w tym Polski. Zupełnie niezrozumiałe jest więc jak Polska lekceważy stosunki międzynarodowe we wschodnim rejonie morza bałtyckiego na którym to obszarze bądź co bądź jeszcze jest szanowana. Coraz bardziej degradowana rola polityki zagranicznej nad morzem bałtyckim, a może w tym przypadku należy ująć to w słabości polskich inicjatyw, tym bardziej powinna zacząć upatrywać szansy swoich interesów w Europie skupiając się na polityce rywalizacyjnej w regionie państw sąsiedzkich i dawno zapomnianej polityce jagiellońskiej, która za priorytet miała na celu kreowanie Polski jako lidera państw nadbałtyckich. Realne zamiary trudno jednak skonfrontować na tle pogarszających się lub mało znaczących stosunkach m.in. z Estonią, Łotwą, nie wspominając o drastycznym załamaniu stosunków polsko-litewskich.
Reasumując sytuację samej Unii Europejskiej, Europa nie poradzi sobie działając w ramach indywidualnych interesów każdych z europejskich państw, które w ramach szerszej integracji nie unikną utraty pewnej części narodowej suwerenności. Tym samym, na dziś dzień przez pośredni brak zaufania, Europa nie powinna być kierowana przez „gospodarczo” nakreślonego lidera, a homogenizacja instytucjonalnych środków i metod oddziaływania w ramach wspólnej polityki zagranicznej uwierzytelniona winna być trwałym i ponadnarodowym charakterem państwowej równowartości podmiotów narodowych jako gwarant jednej, trwałej i spójnej idei społeczności europejskiej, której niestety od początków powstania Unii Europejskiej nie zdołano jeszcze wykształcić.